index.phpnews.phpkorona.phpwyprawy.phpsponsorzy.phpkontakt.php


Anna Czerwińska - Wywiad

Dwa diamenty w jednym roku

rozmawiał: Jacek Trzemżalski,
zdjęcia: Rafał Nowak
19 listopada 2001

Staram się zachowywać naturalnie, ale nie jest to łatwe. Na dodatek nie umiem pięknie opowiadać o majestacie gór. U mnie nie ma żadnej martyrologii. Ponadto ja nie wyglądam na alpinistkę. Na właścicielkę sklepu podobno też nie...


Żyj Długo 2009
Pani 2009
Zdrowie
Sukces 2008
n.p.m. 2008
Voyage
Góry
national geographic - wywiad
Wysokie Obcasy 2007
Twój Styl 2007
gazeta.pl 2007
UKA 2006
Traveler 2006
Twój Styl 2005
Poznaj Świat 2005

globtroter.onet.pl

skg.uw.edu.pl - wywiad
skg.uw.edu.pl - korona ziemi
wprost.pl
wikipedia.org


Urodziła się 10 lipca 1947 roku, z wykształcenia jest doktorem nauk farmaceutycznych, ale na co dzień prowadzi własną firmę zajmującą się importem m.in. odzieży z Indii. Wspina się od ponad trzydziestu lat.. W 1975 roku wzięła udział w pierwszej wyprawie w Karakorum (Gasherbrumy II i III). Pierwszy ośmiotysięcznik zdobyła w1983 roku - Broad Peak (8047 m), a w roku 2001 zdobyła aż dwa diamenty himalajskiej korony - 21 maja weszła na Lhotse (8511 m), a 24 września na Cho Oyu (8201 m). Lhotse i Cho Oyu, to piąty i szósty ośmiotysięczny szczyt w wysokogórskim dorobku Anny.

Pytana o plan zdobycia Korony Himalajów wspomina tylko o dziesięciu szczytach: Na razie się nie napinam na żadne Korony Himalajów - nie myślę o tym. Nie chcę, aby mnie ktoś szczuł na 14 ośmiotysięczników. Jeszcze żadna kobieta nie weszła na dziesięć ośmiotysięczników, to już byłby wyczyn. W roku 2000, jako pierwsza Polka zdobyła Koronę Ziemi, kończąc ją na szczycie Everestu. Aktualnie Anna Czerwiska ma na swoim koncie sześć ośmiotysięczników. Są to w kolejności zdobywania: Broad Peak (8030 m) - 30 czerwca 1983, Nanga Parbat (8125 m) - 15 lipca 1985, Mount Everest (8848 m) - 21 maja 2000, Shisha Pangma (8027 m) - 6 października 2000, Lhotse (8511 m) - 21 maja 2001, Cho Oyu (8201 m) - 24 września 2001.

Magazyn Górski: Z przyczyn polityczno-militarnych wyprawa zimowa na K2 nie dojdzie do skutku. Wiemy natomiast, że Krzysztof Wielicki zaprosił Cię na zimową wyprawę na Shisha Pangmę, która jest jakby zamiast?
Anna Czerwińska: Szczerze powiedziawszy moja wiedza na temat tej wyprawy nie jest zbyt wielka. Krzysiu po prostu zadzwonił do mnie któregoś dnia, w przypływie dobrego humoru, mówiąc: "Anka, pojedź za mną, bo z kim się będę wspinał?" Ja miałam tego dnia strasznie zły humor, bo ktoś mi dokuczył i ucieszyłam się bardzo, że Krzyś mi coś proponuje i odpowiedziałam, że się nad tematem zastanowię. Potem na Festiwalu Gór w Łodzi Monika Rogozińska, która jest bardzo zaangażowana w tę wyprawę, praktycznie mnie sterroryzowała - zaciągnęła mnie do kąta, postawiła mi piwo i mówi: "Jedziesz czy nie?! Ale musisz decydować natychmiast!" Na to ja odpowiedziałam cicho: "Jadę..." I tak to się stało. Problem wyjazdu tkwi oczywiście w pieniądzach. I choć całą Koronę Ziemi zrobiłam z własnych firmowych pieniędzy i nie miałam żadnych sponsorów, o tyle teraz jest dużo gorzej. Jeśli Krzyś nie znajdzie pieniędzy lub ja gdzieś ich nie znajdę, to nie wiem jak będzie.
MG: Jaki jest konkretnie cel wyprawy?
AC: Południowa ściana.
MG: Południowa ściana to solidne wspinanie.
AC: I bardzo dobrze. Nie będziemy wiecznie chodzić po śniegu. Wspinanie oznacza, że jest stromo, a jak jest stromo, to blisko do szczytu. Dla mnie jest to zaleta. Kiedyś zajmowałam się głównie takim wspinaniem, a nie chodzeniem po śniegu. A propos: jak ktoś mi mówi, że np. Everest to jest droga dla Jaków, to zawsze mówię: "Pokaż mi takiego Jaka!" Tam naprawdę wcale nie jest tak łatwo. Na dole Szerpowie zakładają wszystko, są poręcze i oczywiście komfort. Ale w pewnym momencie trzeba przejść odcinek do Południowego Wierzchołka. Są tam paskudne, dachówkowate skały, stare kawałki poręczy, nikt tam nie zakłada nowych, bo nikogo na to nie stać. Zdarza się tam wiele wypadków i to właśnie z oberwanymi poręczówkami. Sama spadałam w 1999 roku na północnej ścianie i o mało się nie zabiłam. Wylądowałem w identycznej pozycji jak nieszczęsny Mallory na zdjęciach. Spotkało nas dokładnie to samo, ale ja na szczęście przeżyłam.
MG: Co planujesz po zimie?
AC: Chciałabym wiosną pojechać na Makalu. Bardzo bym chciała! Makalu mnie fascynuje. Zawsze podkreślam, że góra musi mieć to "coś". "Dlatego, że jest", to dla mnie za mało. Pod Makalu byłam już kilka razy - to piękna góra i mam z nią różne porachunki. Na pewno zaatakuję tzw. Drogę Normalną, bo mam już swoje lata i "filary" zostawiam np. Krzysiowi. Niestety końcówka tej drogi jest strasznie długa. Mogłam się jej przyjrzeć z Everestu. Stawia się tam co prawda jeszcze dodatkowy obóz, ale mozolnego brnięcia w śniegu nie da się uniknąć.
MG: Monika Rogozińska opowiadała mi o zamieszaniu, które Everest News zrobił na temat Twoich ostatnich wejść. Kwestionowano zdaje się wejście na Shisha Pangmę i Lhotse?
AC: Powiem wprost - nie wiem jak było z Shisha Pangmą. Wiedziałam, że jest ten problem z głównym wierzchołkiem i tak rozplanowałam czas, by spokojnie na niego zdążyć. Łaziłam po tej grani, na szczęście nie spadłam z żadnym nawisem i wróciłam przekonana, że to był właściwy wierzchołek. Ale nie upieram się absolutnie - prawdopodobnie trzeba było iść dalej. Teraz pojadę na tę górę od drugiej strony i oczywiście wejście na szczyt jest dla mnie dodatkową motywacją. Codziennie jednak sobie powtarzam, że nie ma to spowodować żadnego dodatkowego szarżowania. Nie będę za wszelką cenę szukać tego szczytu. Zwłaszcza, że odcinek po grani też może być długi, a w zimie wiatr nas będzie wykańczał. Ale jak się da wejść, to bardzo bym chciała...
MG: Na jakiej podstawie Everest News kwestionował wejście na Lhotse?
AC: Tego absolutnie nie wiem! Myślę, że to jest tak - mają tę Amerykankę - Christine Boskopf, która walczy o Koronę Himalajów i to jest cała tajemnica. Ona jest ode mnie 20 lat młodsza, ale fizycznie ona jest bardzo słaba. Ja ją w górach przeganiam i ona się czuje zagrożona! Ale ja nie robię Korony i nie będę jej robić. Może zrobię 10 szczytów, ale na pewno chciałabym wejść na K2. Cel pod tytyłem Korona Himalajów do niczego mnie nie zaprowadzi. Wspinam się dla własnej przyjemności, ale przykro mi jest jak mnie atakują. To jest jakaś paranoja. Nie mam zamiaru więcej się tłumaczyć. Ponadto oczywiście jestem gapa i w ogóle nie dbam o dokumentację fotograficzną. Nie sprawdzam, która jest godzina, kto jest ze mną na szczycie etc. Jakoś nie jestem w tym temacie profesjonalistą i to potem we mnie uderza.
MG: "Niestety" jesteś skuteczna i takie ataki będą się jeszcze nasilały...
AC: Zwłaszcza jak wejdziemy na tę Shisha Pangmę to Amerykanów chyba szlag trafi. Póki robiłam Koronę Ziemi to miałam spokój. Oni się chyba wtedy nie zorientowali... Ale są także wśród nich porządni goście (śmiech). Niedawno zadzwonił do mnie facet, któremu dwa lata temu uratowałam na Evereście życie.
MG: Zadzwonił żeby podziękować? Jak to było?
AC: Dzwonił przy okazji, ale za to z Jakarty! Ja go oczywiście nie poznałam z imienia, bo wtedy coś tam bąknął, a po powrocie do bazy już go nie było, więc straciłam z nim kontakt. Było to tak, że gość byłby się zatruł swoim gazem z kuchenki. Wrócił do namiotu, postawił sobie maszynkę, położył się i zasnął. Namiot był przymknięty, ale na szczęście był przewiew. Bo czasem się zdarza tak, że namiot jest zamknięty, palnik się pali i spala cały tlen. Po jakimś czasie ogień gaśnie, a gaz sobie dalej leci i tak się już zasypia na całego w komorze gazowej. Jemu natomiast gotująca się woda zgasiła palnik. Ja miałam namiot obok niego i czułam, że śmierdzi butan. Najpierw myślałam, że to coś u mnie, potem zajrzałam do niego, a on tam sobie śpi jak dziecko. Zabawne jest, że wcześniej się ze mną ściął, bo będąc jeszcze wyżej pozwoliłam mu nocować w swoim namiocie. On na to, że "namiot jest za mały i się nie wyspał". Mówię mu "chłopie: przyszedłeś do namiotu, włożyłeś swój tyłek, nic nie musiałeś robić, to raczej powinieneś mi podziękować, a nie marudzić!" Taki jest ten folklor wyprawowy.
MG: Czy przygotowujesz się jakoś do wypraw?
AC: Chciałabym, ale jestem taki leń treningowy, że jak potrenuję 2 godziny dziennie, to czuję, że się strasznie narobiłam!
MG: Jak trenujesz?
AC: Mam taki przyrząd ogólnorozwojowy - Power Drive - czyli na ręce i nogi równocześnie. Można się zmęczyć. Oprócz tego jakieś rozciąganie, drążek i takie tam. Staram się podczas treningu nie robić przerw: krótko, ale intensywnie.
MG: Jak znosisz wysokość?
AC: Generalnie im wyżej tym lepiej! Żeby było śmieszniej jestem też honorowym krwiodawcą. To taka moja prywatna metoda. Zostaje mi wtedy pamięć długu tlenowego. Nie mogę oddać krwi od razu po wyprawie. Jak miesiąc po wejściu na Lhotse poszłam oddać krew, to pobierali mi ją 20 minut, a nie 7 jak zwykle! Taka była gęsta. Po Cho Oyu poczekałam już 6 tygodni...
MG: Właśnie - jak było na Cho Oyu?
AC: Szybko, bo aklimatyzację miałam jeszcze z Lhotse.
MG: Teraz trochę reklamy. Zamieniłaś ostatnie swoje grube okulary na soczewki kontaktowe Ciba Vision - czy to faktycznie jest duża różnica?
AC: To nie żadna reklama - to fakty. Przede wszystkim uwalnia mnie to od świadomości, że jak spadnę i stłukę szkła, to nie będę nic widziała. Mam co prawda zawsze zapasowe, ale są w plecaku, a plecak może spaść itd. Bałam się też upadku na twarz i powbijania sobie czegoś. Moje górskie okulary były bardzo grube, bo nie chciałam tych cienkich, które nie budziły mojego zaufania. Poza tym parowanie! To była męka! W zejściu z Everestu musiałam w ogóle ściągnąć ciemne okulary, bo nic nie widziałam. Maskę tlenową miałam dla ochrony twarzy, bo tlenu już dawno tam nie było i parowanie było tragiczne! Choć było pochmurno, to i tak nasłonecznienie było na tyle duże, że myślałam, że mi oczy wypłyną, ale co miałam zrobić - musiałam coś widzieć! Teraz po tylu latach mogłam sobie kupić normalne górskie okulary, które zawsze były moim marzeniem. Takie ze skórkami - po prostu piękne!
MG: Jak znosisz medialną popularność?
AC: Czuję się okropnie, staram się zachowywać naturalnie, ale nie jest to łatwe. Na dodatek nie umiem pięknie opowiadać o majestacie gór. U mnie nie ma żadnej martyrologii. Ponadto ja nie wyglądam na alpinistkę. Na właścicielkę sklepu podobno też nie.

Rozmowę przeprowadził Jacek Trzemżalski. Spotkanie odbyło się w siedzibie firmy Novartis Polska - sponsora soczewek kontaktowych. Serdecznie dziękujemy za zaproszenie.

Źródło: onet.pl


do góry:.
Copyright (C) 2005-2010 Szkoła Górska. All rights reserved.